23 października 2020, 22:08
Prolog
Słońce mocno tego dnia dawało się plażowiczom we znaki. Jedna z restauracji tuż przy głównym deptaku tego dnia serwowała wyjątkowe lody o smaku słonego karmelu. Dziewczyna w ciemnych brązowych włosach, ubrana w krótkie jeansowi spodenki, szary top oraz kremowe klapki przepasana była białym fartuszkiem z logo restauracji podawała przez ladę lody w kubeczku czteroletniemu chłopcu.
-Dziękuje.- odpowiedział chłopiec i prowadzony za rękę odszedł z matką w stronę plaży. Mia uśmiechnęła się pod nosem odprowadzając ich wzrokiem zastanawiając się czy jej wyjścia z rodzicami tez tak by wyglądały. Z zamyśleń wyrwał ją wibrujący w tylnej kieszeni spod telefon. Zmarszczyła czoło widząc numer z kierunkowym świadczący o połączeniu z jej rodzinnego miasteczka.
-Słucham?- zaczęła odbierając połączenie.
-Witam z tej strony Tamara Li jestem lekarzem ze szpitala Świętej Rodziny w New Hampton. Dzwonie do pani jako że to właśnie panią pani babcia Emma upoważniła do dokumentacji medyczne a jest pani jej jedyną rodziną.-mówiła kobieta. Jej słowa coraz bardziej martwiły i denerwowały Mie jednocześnie. Dziewczyna usiadła na taborecie który stał przy ladzie.
-Dobrze. Co takiego stało się babci?- zaczęła poirytowana i zdenerwowana. Martwiła się o babcię była jej jedyną rodziną a teraz gdy wyjechała do pracy na wybrzeże do domu dzieliło ją ponad 400 km.
-Jest mi bardzo przykro, ale pani babcia zmarła. Miała zawał mięśnia sercowego jego komory...-mówiła kobieta używając medycznych określeń które przestały docierać do Mii gdy tylko padły słowa, że jej ukochana babcia zmarła.
-Jak to zmarła? -zapytała z niedowierzaniem w głosie.
-Jak mówiłam miała...-odparła Tamara spokojnie
-Słyszałam co Pani powiedziała-warknęła Mia podnosząc się gwałtownie z taboretu uderzając się tym samym w tył głowy o półkę wiszącą na ścianie. Rozmasowała szybko miejsce uderzenia rzucając pod nosem krótkie "kurwa"
-Czy wszystko w porządku?- zaniepokoiła się rumorem Tamara.
-Jest ok. Już jadę do pani do szpitala ja musze tam być-mówiła coraz mniej składnie obracając się po pomieszczeniu szukając kluczyków od szatni.
-Spokojnie może być pani tutaj jutro. Wszystkie dokumenty czekając na panią w sekretariacie oddziału ratunkowego. Proszę się uspokoić i jutro wypoczętym przyjechać.- mówiła kobieta.
-Dobrze dobrze do widzenia będę jutro.-odparła roztargniona Mia. Jej myśli galopowały. Musiała dostać się do domu. Jej babcia kochana i serdeczna Emma zmarła. Została teraz sama. Potrząsnęła głową próbując powstrzymać łzy płynące z jej oczu.
-Babciu.-głos jej się załamał. Oparła się o ladę cała dygocząc. Nie mogła zostać sama. Znowu. Łzy spływały po jej policzkach a ona sama czuła jak jej świat się rozpada. Musiała dostać się do domu za wszelką cenę.
***
Jazda pociągiem okazała się jedynym rozwiązaniem. Gdy tylko wybiegła z restauracji rzucając fartuszek i klucze szefowi krzycząc przez łzy ze odchodzi pognała najkrótszą droga do stancji którą wynajmowała od 3 tygodni. Pakując się nie myślała za dużo o tym aby swoje zwiewne sukienki poskładać a bieliznę zapakować w kosmetyczkę. Wszystkie ubrania z szafy i wąskiej komody wrzuciła do walizki w tempie ekspresowym. Ugniatając walizkę kolanami zamknęła ją błyskawicznie przycinając suwakiem jedna z bluzek ale teraz nie miało to znaczenia. Złapała w locie torebkę telefon i walizkę i szybkim krokiem opuściła pokój. Klucze zostawiła u portiera a ten poinformował ze taksówka już czeka. Droga na dworzec trwała niecałe 10 minut a do pociągu została jej godzina. Z biletem w dłoni walizką między nogami starała się wygrzebać telefon z torebki i sprawdzić czy nikt nie dzwonił. Zachwiała się gdy tuż obok niej przebiegło dwóch nastoletnich chłopaków krzycząc do siebie wzajemnie że ucieknie im pociąg.
-Kurwa ostrożniej-warknęła poirytowana wyciągając rączkę walizki i nieśpiesznie z bolącą od płaczu głową udała się na peron. Usiadła na ławce i czekała wlepiając wzrok w wiszący nad peronem zegar odliczając kolejne minuty do pociągu. Ten o dziwo pojawił się punktualnie a znalezienie miejsca okazało się całkiem łatwe. Z butelka wody którą kupiła w barze na dworcu usiadła przy oknie czekając aż ruszą. Podróż miała trwać 6 godzin. Długich 6 godzin dzielił ją od ukochanego małego domku z brązowymi okiennicami i zabytkową skrzynka na listy. Nawet nie wiedziała kiedy zaczęła płakać. Krople spływały po jej policzkach na bluzkę ale nie robiła sobie nic z tego. Siedziała sama. Mało kto we wtorkowe popołudnie latem podróżował koleją. Każdy rozkoszował się latem i długo wyczekiwanym urlopem.
Zamknęła oczy opierając głowę o siedzenie marząc o tym aby pojawić się juz w New Hampton.